Recenzja filmu

Cztery słońca (2012)
Bohdan Sláma
Jaroslav Plesl
Anna Geislerová

Przy obieraniu ziemniaków

To opowieść zwyczajna-niezwyczajna. W centrum historii reżyser "Szczęścia" tym razem stawia młode małżeństwo – Janę i Fogiego – z dwojgiem dzieci: paroletnią dziewczynką i nastolatkiem
Sláma ma wyjątkową umiejętność: nie przedstawia po prostu zwyczajnych miejsc i zwyczajnych ludzi przy ich zwyczajnych zajęciach. On wnika w tę całą zwyczajność, tak że widzowi będzie się wydawało, iż nie ma na świecie nic ciekawszego niż ta mała historia z czeskiej prowincji, którą właśnie ogląda na ekranie. Kamera Slámy, umiejscowiona gdzieś pomiędzy czajnikiem a tapczanem, wtapia się w otoczenie. Udaje niewidoczną, zaciera punkt widzenia, tak żeby narracja wyglądała na jak najbardziej neutralną. Choć przecież wcale taka nie jest, a reżyser przemyca konkretną ideologię. Czy zgadzamy się z dość konserwatywnym przekazem jego filmów, to już osobna sprawa. Natomiast na pewno to ideologiczne "szycie" jest w "Czterech słońcach" przeprowadzone bezbłędnie. I na szczęście konstrukcja filmu nie jest tak prosta, jak to się początkowo wydaje.

To opowieść zwyczajna-niezwyczajna. W centrum historii reżyser "Szczęścia" tym razem stawia młode małżeństwo – Janę i Fogiego – z dwojgiem dzieci: paroletnią dziewczynką i nastolatkiem wkraczającym właśnie w okres buntu. Widzimy ich przy codziennych wysiłkach: sadzeniu roślin na działce, mechanicznej prace w fabryce i w okienku na poczcie, sprzątaniu zalanej łazienki. W ich ciasnym mieszkaniu nie ma miejsca na wielkie plany i ambicje. Równolegle poznajemy Karela, przyjaciela głównego bohatera – to lokalny uzdrowiciel-oszołom, który z nieprzytomnym wzrokiem udziela dziwnych rad wszystkim w koło, niezależnie, czy jest o to proszony czy nie.

Kiedy Fogi straci pracę i nie będzie mógł znieść kolejnej, jeszcze gorszej, wpadnie na pomysł, by wykorzystać paranormalne zdolności Karela i rozkręcić z nim "znachorski" interes. Propozycja, która miałaby zmienić życie ich obu, pada oczywiście w bardzo zwyczajnej sytuacji: gdy Karel obiera ziemniaki. Czy będzie miejsce na cud w tej raczej przygnębiającej rzeczywistości?

Widz z jednej strony bardzo chciałby, aby im się udało. Ale przeszkadza mu w tym jego własny sceptycyzm, a także coraz bardziej absurdalne postępki Karela. Reżyser, cały czas utrzymując historię w ramach kina społecznego, podejmuje z widzem grę: bada granice sceptycyzmu. Z jednej strony każe nam wątpić w zdrowe zmysły obu bohaterów, ale zaraz potem podważa nasze racjonalistyczne rozumowanie. Ostatecznie to trzymająca mocno nogi na ziemi Anna okaże się postacią bardziej chwiejną i podejrzaną niż wierzący w uzdrowicielską moc kamieni Karel.

I właśnie wtedy przez tę czułą opowieść zaczyna również przebijać ton odrobinę moralistyczny: podtekst, że zapomnienie o dobru rodziny (a w szczególności dzieci) i stawianie na pierwszym miejscu własnych potrzeb musi źle się skończyć. Przypomina się to, co o Czechach pisze Mariusz Szczygieł: do kościoła nikt nie chodzi i się nie żegna, co nie znaczy, że tradycyjna moralność gdzieś głębiej w naszych południowych sąsiadach nie siedzi.

Sláma trochę tę małomiasteczkową perspektywę przyjmuje, ale też świetnie pokazuje coś bardziej uniwersalnego: świat, w którym Boga już dawno nie ma, ale którego zagubieni ludzie mają potrzebę zastąpienia czymś i kimś innym, choćby to była nieokreślona bliżej energia z ziemi i bezimienny Mistrz.
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik '82. Absolwentka dziennikarstwa i kulturoznawstwa na UW. Członkini Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI. Wyróżniona w konkursie im. Krzysztofa Mętraka. Publikuje w "Kinie",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones